Fafnir

Wstałem z samego rana, jeszcze przed wschodem słońca. Niechętnie odkleiłem się od wygodnej piersi kowala i wygramoliłem spod ciepłej kołdry. Opatuliłem nią jeszcze śpiącego bruneta i bezszelestnie wyszedłem z pokoju. Równie cicho przygotowałem się do wyjścia, zaczynając od porannej toalety i przebrania w luźne ubrania o ciemnych barwach. W końcu z takich brud schodzi najlepiej. 

Kiedy przygotowywałem śniadanie, dołączył do mnie zaspany Tom. 

Dlaczego wstałeś? Mogłeś przecież jeszcze pospać. zapytałem ze smutkiem. To pewnie moja wina. Za mało się starałem zachować ciszę. 

Już się wyspałem. Poza tym, mam trochę pracy. odparł kowal, podchodząc bliżej A ty? 

Mam stawić się w kwiaciarni na ósmą. Nie chciałem się spóźnić. To będzie moja pierwsza praca, więc nie bardzo wiedziałem, o której powinienem wstać. wyjaśniłem zawstydzony. 

Nie martw się, szybko znajdziesz właściwy dla siebie rytm. Co robisz? Tom nachylił się nad patelnią, by podejrzeć prawie gotowe jedzenie. 

Omlet. odparłem, nabierając na drewnianą łyżkę trochę grzybów, które pokroiłem w plasterki i wymieszałem z jajkiem. Ostrożnie podmuchałem na nie, by nieco ostygły, po czym podsunąłem łyżkę kowalowi pod nos, by ich skosztował. 

Dobre. powiedział, opierając się tyłem o blat. 

Usiądź. Zaraz będzie gotowe. ponagliłem bruneta z uśmiechem. Może w końcu nauczę się gotować? Było by miło, gdybym mógł ugościć Tom'a w moim nowym domu i poczęstować go pysznym jedzeniem. 

Kowal posłusznie zajął miejsce przy stole. Już po chwili postawiłem przed nim talerz z omletem i bekonem, którego postanowiłem dodać do porcji bruneta, oraz kubek herbaty ziołowej. Z uśmiechem obserwowałem zajadającego się Tom'a. Melody miała rację. To naprawdę miłe uczucie, gdy komuś smakuje to, co ugotujesz. Nawet jeśli jest to zwykły omlet podpatrzony w książce kulinarnej. 

Musisz dzisiaj tam iść? zapytał Tom, gdy została nam tylko herbata. 

Oczywiście, że muszę. To pierwszy dzień. Mamy omówić warunki umowy. Poza tym, odpuszczenie sobie takiego ważnego spotkania byłoby niegrzeczne i źle by o mnie świadczyło. 

Tom w ciszy dokończył herbatę. 

— Tylko uważaj na siebie. I wróć szybko. — powiedział, gdy zebrałem naczynia do mycia. 

— Ty też bądź ostrożny. — odparłem, jednocześnie zmywając po posiłku. 

 

Kiedy przyszła pora pożegnania, mimo że tylko na kilka godzin, Tom niechętnie wypuścił mnie z domu. Pomysł, żebym chodził do pracy wyraźnie się mu nie podobał. Mimo to, nie zamierzałem z niej zrezygnować. Musiałem zbudować nowy dom. Żeby to zrobić, potrzebowałem materiałów, a do ich uzyskania potrzebne mi były pieniądze. 

Na miejsce dotarłem chwilę przed umówioną godziną. Ted był już w środku, więc wszedłem do kwiaciarni. Powitałem go z uśmiechem. 

— Dzień dobry. Myślałem o tobie wczoraj. Co byś powiedział na pracę od poniedziałku do piątku? Spotykalibyśmy się o ósmej, a po dziesięciu godzinach byłbyś wolny. Stawka to dwadzieścia na godzinę. — powiedział florysta, układając wysuszone kwiaty w glinianym wazonie. 

— Zgadzam się. — odparłem prawie od razu. 

— Dzisiaj nauczę cię związywać bukiety, robić wieńce i popracujemy trochę w szklarni. Oczywiście zanim słońce będzie w pełni sił. — poinformował mnie pracodawca. Kiwnąłem głową i przyjąłem od niego fartuch. Ted pomógł mi go zawiązać za plecami, a następnie zaprosił mnie do swojej szklarni. 

Osadnik rozpoczął od przedstawienia mi wszystkich roślin i ich wymagań. Jako że w dzieciństwie interesowałem się botaniką, część z nich już znałem i z łatwością przyswajałem nową wiedzę. 

Po przejściu przez wszystkie zagony, zajęliśmy się plewieniem, nawożeniem i nawadnianiem roślin. W pewnym momencie usłyszałem głos Phanthom’a. Uniosłem wzrok na wejście do szklarni zaskoczony niespodziewaną wizytą. Myślałem, że miał dużo pracy.  

— Cześć, Fafnir. — powiedział z uśmiechem, który odwzajemniłem. 

Wiesz, że nie możesz tu wchodzić? — Ted wyglądał na niezadowolonego. 

Wiem — kowal wzruszył ramionami  Chciałem zobaczyć, jak ci idzie — dodał, wracając do mnie. Uniosłem wzrok na pracodawcę. 

— Dobrze. — oznajmił krótko florysta. Spojrzałem po Osadnikach, którzy wymieniali się wrogimi spojrzeniami. W pewnym momencie rzucił mi się w oczy czerwony palec Tom’a. 

— Co się stało? — zapytałem, natychmiast do niego podchodząc. Ująłem jego dłoń w swoje i zbadałem ją. Na szczęście kości były całe. Pewnie zawdzięczał to swojej mutacji. 

— Mały wypadek przy pracy. — mruknął kowal, krzywiąc się z bólu. 

— Dlaczego nie poszedłeś do medyka? — dopytywałem zaniepokojony. 

— Poszedłem, ale nikogo tam nie było. — odparł Tom. 

— Mam apteczkę na zapleczu. — powiedział nagle Ted, po czym wszedł do sklepu tylnymi drzwiami. Ja natomiast zaprowadziłem kowala do kwiaciarni i posadziłem go na pustych paletach. 

Wkrótce zjawił się florysta. Bez słowa wręczył mi apteczkę. 

— Dziękuję. — powiedziałem, uśmiechając się lekko do niego, po czym opatrzyłem bruneta. 

Kiedy skończyłem, Ted podał kowalowi leki przeciwbólowe i maść do stosowania w domu. 

— Trzymasz tutaj takie rzeczy? — zapytał Tom zaskoczony. 

— Nigdy nie wiadomo, co się przyda. — Ted wzruszył ramionami — A teraz, jeśli pozwolisz, wrócimy do pracy. Możesz się przyglądać. Tylko nie zrób sobie krzywdy. — dodał florysta, obejmując mnie ramieniem i prowadząc za ladę. Tam podał mi kilka róż i zaczął pokazywać mi jak poprawnie je związać, by bukiet nie przewracał się, tylko stał na blacie. Wszystko wyglądało prosto w jego wykonaniu, ale nie potrafiłem powtórzyć jego czynności. Woskowane łodygi kwiatów sprawiały, że trudno je było utrzymać, a co dopiero związać, dysponując jedynie dwiema rękoma. 

— Poczekaj, pomogę ci. — powiedział Ted z uśmiechem, po czym stanął za mną i używając moich dłoni, zaczął związywać róże. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Phanthom

Fafnir

Phanthom