Phanthom

Wiedziałem, że to zły pomysł zostawiać go sam na sam z Lucanem. Nie ufałem temu wampirowi, martwiłem się o życie Fafnira. Chłopak był zdecydowanie zbyt ufny, a wampir mógł mu zrobić krzywdę. Słysząc jednak pytanie białowłosego zdałem sobie sprawy, że wampir prędzej wolałby zrobić sobie z nas żarty, niż rzeczywiście wyssać z niego krew. To powinno mnie uspokoić, ale aktualnie wywołało ogromną falę oburzenia, przez która prawie zakrztusiłem się herbatą. Chyba nigdy więcej go nie zostawię z tym wampirem. Będzie miał dożywotni zakaz rozmawiania z Fafnirem sam na sam. Młody białowłosy jest nieświadomy! Takie rzeczy mówi się dzieciom powoli, gdy dorastają same zaczynają poznawać ciało swoje i płci przeciwnej, potem już wiedzą czego chcą i czego szukają, ale chłopakowi na to nie pozwolono najwidoczniej. Jak miałem mu wyjaśnić co to jest seks i wszystkie te dziwne „zagadki” Lucana?! Nie czułem się na to psychicznie gotowy. Z chęcią zostawiłbym go z tym z Melody, ona raczej lepiej by się do tego nadawała i szczerze powiedziawszy, będę musiał przemyśleć tą sytuacje. Kiedyś będzie musiał się dowiedzieć. 
- Najwidoczniej Lucanowi musiało się coś pomieszać – odparłem po dłuższej chwil namysłu. Może gdybym nie czekał, Fafnirowi wystarczyła by taka odpowiedź, ale w jego oczach widziałem, że moje zachowanie mu nie pasowało do sytuacji. Gdyby rzeczywiście chodziło o zwierzątko, raczej bym się nie zakrztusił herbatą.
- Jesteś pewien? – zapytał, a ja pokiwałem głową.
- Pewnie chciał sobie z ciebie zażartować – dodałem, wiedząc, że mogę potem tego żałować. Kłamię, ale cóż mam poradzić? Mam mu w tej chwili udzielić lekcji biologii oraz zostać seksuologiem? Ta relacja mnie w końcu wykończy. 
Z drugiej strony szybciej skończy mi się ochotę na życie, kiedy jego zabraknie, a dobrze wiedziałem, że moje dotychczasowe zachowanie nie sprawiało, aby Fafnir chciał tu zostać. Wiedziałem, że zachowywałem się jak kobieta z okresem, wieczne zmiany nastroju i obrażanie się z byle powodu – musiałem jednak poświęcić kilka dni na to, aby zrozumieć, skąd to wynikało. 
Bardzo długo byłem samotny i nie przeszkadzało mi to. Chociaż byłem Osadnikiem, trzymałem się z dala od ludzi, bo było to dla mnie wygodniejsze oraz przyjemniejsze. Przybywanie wśród innych sprawiało, że czułem się zmęczony ciągłym gadaniem, a wieczne uśmiechanie się do innych wypruwało ze mnie chęci do dalszego życia. Izolacja była przyjemna – robiłem co chce, nie słuchałem niczyjego marudzenia i żyłem spokojnie. Jak to się mówi: dopóki nie wiemy czego jest nam brak, jest nam bardzo dobrze. Tak właśnie było ze mną; nie było mi wcale brak towarzystwa. Co jakiś czas wpadał handlarz bądź konkretni ludzie z zamówieniami. Jakoś się żyło. Gdy miałem ochotę porozmawiać, szedłem do osady po zakupy. Koniec.
Nie sądziłem, że jeśli pojawi się na mojej drodze ktoś, kto się mną opiekuje i sprawia, że lubię się przy nim budzić każdego ranka, sprawi, że będę taki rozemocjonowany, kiedy zacznie dzielić swoją uwagę na kogoś innego niż ja. Nie wiedziałem, że taką złość wywoła u mnie… zwykła zazdrość. 
- Cieszę się, że Melody wychodzi za Lucana – Fafnir zmienił temat. Był tym tematem rzeczywiście uradowany, nawet machał lekko swoimi nogami pod stołem, wpatrując się w szklankę ciepłej herbaty. Ja również cieszyłem się z jej szczęścia. 
- Będzie zabawa. Tańce, jedzenie do późnej pory – stwierdziłem, zdając sobie sprawę, że przez ostatnie kilka lat nie bawiłem się tak, jak za młodych czasów, gdy nie zgodziłem się na ten dziwny eksperyment. Czy jeszcze pamiętałem, jak to robić? 
- Tańce? – zdziwił się chłopak. Spojrzałem na niego nie rozumiejąc jego zachowania, a potem zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy. 
- Tańczyłeś kiedyś? 
- Dawno temu i to tylko podstawy - lekko uśmiechnąłem się. Zapytał mnie, czy ja potrafiłem, a ja pokiwałem głową, choć nie pewnie. 
– Kiedyś tak – stwierdziłem, odsuwając się do tyłu na krześle i patrząc w sufit. Przez moment milczałem, próbując sobie przypomnieć jedną rzecz, która zagnieździła się w mojej głowie. – Mam pomysł – wstałem od stołu i poszedłem na strych. Tam przegrzebałem ze trzy pudła, aż znalazłem przedmiot, którego szukałem. Zniosłem go na dół.
- Czy to jest… - próbował sobie przypomnieć nazwę przedmiotu.
- Gramofon – wyjawiłem. Przetarłem zakurzony przedmiot dłonią i zaczęłam go po chwili przecierać szmatką. – Dostałem go dawno temu w zamian za wykonanie biżuterii. Po jakimś czasie koleś wrócił i dał mi nawet płytę, bo jak twierdził, bez gramofonu jej nie odpali, więc mu się nie przyda – wyjaśniłem. 
Fafnir patrzył cały czas na przedmiot, w którym po wyczyszczeniu umieściłem płytę. 
- Chyba odwrotnie – powiedział, robiąc palcem kółko w powietrzu.
- Nigdy tego nie odtworzyłem. Jak zaniosłem na strych, a potem dostałem płytę, jakoś nie miałem ochoty jej włączać – wyjaśniłem, odwracając płytę winylową. – Tylko jak to się włącza…
Przez kilka kolejnych chwil oboje próbowaliśmy włączyć sprzęt, a gdy płyta zaczęła się kręcić i wydobył się z niej pierwszy dźwięk spokojnej melodii, odsunąłem się do tyłu zaskoczony. 
- Działa – uśmiechnąłem się sam do siebie, a Fafnir zacząłem powoli kręcić głową w rytm muzyki. Wyciągnąłem w jego stronę rękę. – Zatańczysz? – zapytałem i dopiero po chwili poczułem, jak oblewam się rumieńcem. W jakiś sposób mnie to zawstydzało, ale ktoś musiał go nauczyć tańczyć; przynajmniej tej rzeczy mogłem go nauczyć. 
Fafnir powoli, lecz niepewnie wyciągnął rękę i położył ją na mojej wyciągniętej. Wstał z krzesła, a ja pociągnąłem go do salonu, gdzie było więcej przestrzeni. Złapałem go za obie ręce i przysunąłem do siebie.
- Poruszasz się w rytm muzyki – zacząłem mu wyjaśniać. Pokazałem najłatwiejszy ruch stopami, który, okazało się, pamiętałem bez problemu. Jednak stare nawyki pozostały. Fafnir spróbował poruszyć nogami jak ja, ale mu nie wyszło, przez co się speszył i chciał puścić moje dłonie, ale mu nie pozwoliłem. – Spokojnie. W tańcu możesz poruszać się jak chcesz – posłałem mu ciepły uśmiech, po czym obróciłem go wokół własnej osi. Na ten ruch Fafnir się lekko uśmiechnął rozbawiony. 
- A jak będzie mi się kręciło w głowie?
- To w drugą stronę – obróciłem go w drugą stronę i dopiero w tej chwili chłopakowi powrócił blask na twarzy i ponownie spróbował poruszyć stopami. Powoli mu wychodziło, a ja sam przypominałem sobie niektóre kroki. 
Przetańczyliśmy trzy razy ten sam utwór i szczerze mogę rzecz, że Fafnir był zdolnym uczniem. Po wszystkich wróciliśmy do stołu, aby wypić już wystygnięte herbaty.
- Tak będziemy tańczyć na weselu? – zapytał, na co pokiwałem głową.
- Tak i w każdy inny sposób, jaki będziesz chciał – chłopak się uśmiechał i wyglądał pięknie. Chciałem, by tak zostało.
Spoważniałem i spojrzałem na jego ręce.
- Posłuchaj, przepraszam cię za moje dziwne zachowania. Czasami mi po prostu odwala – nabrałem powietrza w płuca i na moment zamknąłem oczy. Jak ja nienawidziłem otwierać się emocjonalnie! Niestety bałem się, że jeśli nic z tym nie zrobię, stracę go. – Martwię się o ciebie i nie lubię gdy przebywasz z ludźmi, których nie znam i nie ufam.
- Przecież nikomu nie ufasz – zauważył, a ja spojrzałem w jego oczy.
- Dlatego tak trudno mi cię zostawiać z innymi – odsunąłem się od stołu i spojrzałem na moment w sufit. Musiałem się pilnować, aby skończyć to, co zacząłem. Przecież nie powinienem urywać w środku wypowiedzi. 
Dobra, powiem to szybko.
- Lubię ciebie mieć tutaj. Lubię budzić się obok ciebie i lubię, gdy się uśmiechasz. Po prostu – zamilkłem, nie wiedząc co mam jeszcze powiedzieć. Nigdy nie byłem dobry w takich sprawach; okazywanie uczuć było dla mnie porażką. – I cieszę się, że idziesz ze mną na to wesele. Chyba musimy jakiś prezent wymyślić? – spróbowałem zmienić temat, wiedząc, że zaraz zapadnę się pod ziemie ze wstydu. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Phanthom

Fafnir