Fafnir
Nie rozumiałem zachowania Toma. Raz był rozbawiony, raz złościł się o wszystko. Raz sprawiał wrażenie, że coś takiego jak dystans dla niego nie istnieje, a innym razem mnie odtrącał, by później znowu zatrzymywać mnie przy sobie. Tak też było i tym razem.
Przeczesując palcami włosy kowala, zastanawiałem się, czy na pewno chodziło o mnie. Może zwyczajnie chciał mieć obok siebie kogokolwiek? Może wcale nie musiałem to być ja? Może tak naprawdę byłem całkiem zbędny? W głowie kręciła mi się masa pytań bez odpowiedzi, a jedyne, czego byłem pewien to tego, że było mi smutno.
Całą noc wpatrywałem się w ciemne niebo za oknem, nie mogąc zmrużyć oka nawet na chwilę. Czekałem aż przybierze czerwoną barwę, by znowu wstać i przygotować się do pracy. Myślami cały czas byłem przy zamarzającym kowalu. Czy znowu nie poleci w góry, kiedy tylko wyjdę? Włożyłem bluzkę z długim rękawem, którą uszyła mi Melody. Może ona mogłaby rzucić na niego okiem?
Planowałem wyjść po cichu jak poprzedniego dnia. Jednak tym razem Tom wstał, gdy byłem już pod drzwiami.
— Już idziesz? — zapytał, stając na końcu schodów.
— Już ranek — westchnąłem.
— Miłego dnia. Uważaj na siebie — powiedział kowal, opierając się o ścianę.
— Ty też. Miłego — odparłem, po czym wyszedłem. Szybkim krokiem udałem się pod dom Melody. Nie chcąc jej budzić, napisałem do niej wiadomość z prośbą o zajęcie się Tomem i wsunąłem list pod drzwi. Następnie, odrobinę spokojniejszy, udałem się do pracy.
Po drodze spotkałem Teda. Powitał mnie jak zawsze z uśmiechem.
— Nie wyspałeś się? — zapytał, otwierając drzwi kwiaciarni.
— Tak wyszło — mruknąłem.
— Nasz kowal? — dopytał.
— Sam nie wiem, czy to bardziej on czy ja… — westchnąłem, zawijając przy tym ręce na piersi. Ted oderwał wzrok od drzwi i ponownie przeniósł go na mnie.
— Chcesz o tym pogadać? — zaproponował.
— Nie bardzo — odparłem, unikając kontaktu wzrokowego.
— No dobrze. Ale w razie czego, wiedz, że chętnie cię wysłucham — powiedział, posyłając mi kolejny uśmiech.
Weszliśmy do środka i zajęliśmy się wystawianiem roślin, które na noc chowaliśmy do kwiaciarni. Następnie posprzątaliśmy w sklepie i podlaliśmy wszystkie rośliny. Gdy skończyliśmy, przeszliśmy do szklarni, by tam zająć się plewieniem.
— Nie wziąłeś dzisiaj kapelusza? — zapytał w pewnym momencie Ted.
— Musiałem go zapomnieć — westchnąłem po chwili.
— Możesz wziąć mój — zaoferował Osadnik, po czym włożył mi na głowę kapelusz z szerokim rondem, uszyty z ciemnozielonego materiału.
— A ty? — zapytałem, unosząc na niego wzrok.
— Spokojnie, mam drugi. A poza tym, mi odrobina słońca nie zaszkodzi. Bardziej bym się zmartwił, gdybyś to ty musiał cierpieć z jego powodu — powiedział Ted, wracając do pracy.
— Dzięki, Ted — powiedziałem po chwili, unosząc kącik ust.
W pewnym momencie w szklarni pojawiła się Melody. Oderwaliśmy się od pracy i powitaliśmy ją.
— Szłam do Phanthoma, ale zdecydowałam się w pierwszej kolejności zawitać tutaj. Chciałabym zamówić bukiety do wazonów, wieniec, dużo kwiatowych ozdób, kilka białych róż i bukiet ślubny — powiedziała. Ted uśmiechnął się szeroko, a ja na chwilę zaniemówiłem.
— Wychodzisz za Lucana? — zapytałem w końcu. Jak szybko płynął ten czas…
Melody zaśmiała się uradowana i pokiwała energicznie głową.
— Datę ogłoszę, kiedy skończę sukienkę. Chciałabym jeszcze zamówić u Toma obrączki. W każdym razie, jesteście zaproszeni. Wszyscy są, ale mój Fafnir jest gościem honorowym — syrena ujęła moją twarz w dłonie i pogładziła kciukami moje policzki.
— Jakie kwiaty cię interesują? — dopytał Ted, patrząc na nas rozbawiony.
— Białe. Głównie róże, ale zdaję sobie sprawę, że są dość kapryśne. Zadowolę się więc liliami, tulipanami, daliami, … Zaskoczcie mnie.
Melody ucałowała moje policzki uradowana i zaraz jej nie było. Wróciliśmy do pracy, omawiając przy tym wybór kwiatów. Ostatecznie uznaliśmy, że Ted zapyta o projekt sukienki, by dopasować do niej ozdoby.
— Nie wiem jak na ślub, ale na weselu wypadałoby mieć parę. Może pójdziemy razem? — zapytał po chwili florysta. Uniosłem na niego wzrok. Domyślałem się, że chciał być uprzejmy, ale znaliśmy się zaledwie parę dni. Czy to, aby nie za krótko, żeby pojawiać się na weselu razem? Poza tym, Ted mógł poprosić jeszcze kwiaciarkę z miasta, która również dla niego pracowała. A co z Tomem? Rzadko wychodził do Osadników. Bardziej przypominał Samotnika, który tylko mieszka na terenie wioski. Wątpię, by znał kogoś poza mną, Melody i dostawcą.
— Pomyślę nad tym — odparłem. Ted skinął głową i poszedł do magazynu po białe wstążki. Ja natomiast, pielęgnując cięte kwiaty, zacząłem się zastanawiać nad prezentem ślubnym dla Melody i Lucana. Wszystko, co znajdowało się w Osadzie było w zasięgu jej ręki. Może więc coś spoza? Coś rzadkiego…
Gdy wieczorem wróciłem do domu, Tom od razu poinformował mnie o ślubie Melody i zamówieniu na wykonanie obrączek. Uniosłem kącik ust.
— Wiem, zamówiła u Teda u kwiaty — powiedziałem. Wtedy wyraz twarzy kowala na krótką chwilę uległ zmianie. Czyli chodziło o Teda? Ale o co dokładnie? I dlaczego?
— Wszyscy z Osady są zaproszeni — dodałem.
— Nie pamiętam, czy kiedyś w Osadzie było jakieś wesele — odparł brunet, po czym zaprosił mnie do kuchni. Nie powiem, kolacja mnie zaskoczyła. Czyżby jego humor się poprawił? I co było tego zasługą? Informacja o ślubie Melody? Myślałem, że za nią nie przepada.
— Byłeś kiedyś na jakimś weselu? — zapytał kowal. Oparłem się o blat i pokręciłem przecząco głową.
— Nie jestem nawet pewien czy wiem, jak takie wesele przebiega — wymamrotałem, wspominając swoje krótkie życie przed laboratorium. Rodzice chodzili na przyjęcia, ale mnie zazwyczaj zostawiali w domu pod opieką niańki. Pamiętałem jakieś przyjęcie, na którym moja obecność była obowiązkowa, ale żadnego wesela lub ślubu.
— Cóż, jedną z tradycji jest to, że goście zazwyczaj przychodzą w parach — powiedział po chwili Tom, podając mi przy tym talerz z naleśnikami. Zająłem miejsce przy stole i zaczekałem na gospodarza.
— Więc jeśli nie masz nic przeciwko, może pójdziemy razem? — zaproponował kowal, siadając naprzeciwko.
— Ted też mnie zapraszał — powiedziałem, zerkając następnie na bruneta. Wyglądał jakby zobaczył ducha. Byłem pewien, że zaraz wypuści widelec.
— Ale powiedziałem, że to przemyślę — dodałem, obawiając się, że Tom zaraz dostanie zawału. Informacja ta nieco go uspokoiła, ale wciąż wyczuwałem napięcie. Jakby na coś czekał. Pokroiłem naleśniki na mniejsze kawałki, zastanawiając się, o co może chodzić.
— Tom — zacząłem po chwili ciszy — Dlaczego nie lubisz Teda?
Kowal zaczął dłubać widelcem w naleśnikach.
— Bo nie lubię. Nie muszę lubić wszystkich.
— To prawda, ale żeby kogoś nie lubić, trzeba mieć jakiś powód. Znacie się zaledwie kilka dni.
— Mam swoje powody. Dlaczego pytasz?
— Bo się martwię. Zawsze jak pojawia się Ted, dziwnie się zachowujesz, a ja nie wiem, co robić — spuściłem wzrok na talerz.
— Nie lubię go…, bo narusza twoją przestrzeń — powiedział Tom po chwili milczenia.
— Moją przestrzeń? — spojrzałem na kowala zaskoczony.
— Tuli się do ciebie, uśmiecha i staje za blisko — wymamrotał brunet.
— My nie robimy tego samego? — zapytałem po chwili, gdy w końcu częściowo przetworzyłem tą informację. Wciąż niczego nie rozumiałem.
— To co innego — odparł szybko Tom. Nagle zamilkł, a jego uszy zrobiły się czerwone. Sięgnąłem do nich ręką i dotknąłem uszu kowala palcami.
— Czegoś mi nie mówisz, Tom — powiedziałem pod nosem, bardziej chyba do siebie. Brunet wciąż milczał, a by uniknąć dalszych pytań, napchał sobie policzki naleśnikami.
— Tom — zacząłem.
— Co? — burknął kowal z pełnymi ustami.
— Ted chciałby zobaczyć projekt sukienki Melody. Odwiedzisz ją ze mną? — zapytałem. Tom zerknął na mnie zdziwiony. Z rozbawieniem spojrzałem na siedzącego przede mną chomika. Sięgnąłem po serwetkę i starłem nią dżem, który spływał brunetowi z kącika ust na brodę.
— Pójdę — burknął Osadnik. Mimo to wydawał się spokojniejszy. Odgarnąłem czarne kosmyki z jego czoła i zająłem się posiłkiem. Skoro ja nie umiem z niego nic wyciągnąć, może Melody się uda?
Po kąpieli ułożyłem się na sofie, sądząc, że potrzebuję chwili samotności. W nocy jednak się przebudziłem. Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem przed sobą Toma, który ułożył się na podłodze tuż przy meblu. Nie rozumiałem jego zachowania.
Szczerze zdziwiony zszedłem niżej i ułożyłem się przy nim, by ogrzać bruneta. Kowal wtulił się we mnie, wciągając nosem zapach mojej koszulki. Po chwili uchylił powieki i na mnie spojrzał.
— Tom — powiedziałem, przypomniawszy sobie, że wciąż nie udzieliłem mu odpowiedzi — Pójdę z tobą na ten ślub.
Osadnik otworzył szerzej oczy.
— Na wesele też? — zapytał z niedowierzaniem.
— Na wesele też — zaśmiałem się, przeczesując palcami jego włosy. Tom wtulił się we mnie jak duży kociak i zasnął. Byłem ciekaw, o czym myśli, o czym śni. Wkrótce jednak sam zasnąłem.
Rano obudził mnie dotyk ciepłych dłoni kowala. Palce Toma delikatnie muskały moje włosy, czoło i policzki. Uchyliłem powieki i spojrzałem na Osadnika. Chyba nigdy wcześniej nie widziałem go z tak bliska. Wciąż z głową na jego ramieniu, dotknąłem policzka kowala. Tom wtulił go w wewnętrzną stronę mojej dłoni, po czym mocno mnie przytulił. Miałem nadzieję, że tego dnia w końcu dowiem się, o czym myśli Tom, czego mi nie mówi.
— Powinniśmy zacząć się zbierać — zaśmiałem się, gdy dotarło do mnie, że kowal nie ma zamiaru wychodzić spod koca.
— Jeszcze pięć minut — wymamrotał brunet.
— Przecież już nie śpisz — odparłem, unosząc brew.
— Sen wrócił — mruknął, zanurzając twarz w materiale mojej koszulki.
— Tom — jęknąłem już całkiem bezsilny. Normalnie jak duże dziecko.
Za pięć minut sytuacja się powtórzyła. Po kolejnych dziesięciu minutach też. W końcu wyswobodziłem się spod kowala i poszedłem do łazienki. Jak się okazało, tyle wystarczyło, żeby go obudzić.
Ubrałem na siebie cienki, czarny sweter i poprawiłem włosy. Dopiero po chwili zauważyłem, że Tom mi się przygląda.
— Coś się stało? — zapytałem, kończąc prace nad włosami.
— Nie, nic — odparł jakby zamyślony. Odwróciłem się w jego stronę. Niepewnie podszedł bliżej. Sięgnąłem wtedy po szczotkę i ostrożnie rozczesałem jego czuprynę.
— Przygotuję ci ubrania — oznajmiłem z uśmiechem, po czym przeszedłem do sypialni. Wyjąłem z szafy białą koszulę i zapomniany przez świat ciemnoniebieski sweter z wycięciem w kształcie litery V. Dobrałem do nich spodnie, skarpety, buty i płaszcz. Z gotowym zestawem wróciłem do kowala i pomogłem mu się ubrać.
Już ubrani, zjedliśmy na śniadanie pozostałości z kolacji, po czym ruszyliśmy w drogę. Tom wyglądał na weselszego i znacznie spokojniejszego niż kilka dni wcześniej. Wspólny spacer okazał się jednak dobrym pomysłem.
W centrum Osady powoli zaczynali zbierać się ludzie. Zanim weszliśmy w tłum, kowal objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie, aby uniknąć rozdzielenia. W ten sposób dotarliśmy do drogi prowadzącej do domu Melody. Ale chociaż tłum zostawiliśmy za sobą, Tom uważał, że lepiej się nie rozdzielać. Uzasadnił to tym, że tą trasą często podróżują dostawcy, którzy, mimo dużego wozu i ciężkiego ładunku, pędzą jak na złamanie karku.
Gdy dotarliśmy na miejsce, drzwi otworzył nam Lucan.
— A oto nasze papużki nierozłączki — zaśmiał się, odsłaniając białe kły. Przeszedł na bok i wpuścił nas do środka. Tom zmierzył go wzrokiem, przyciskając mnie przy tym do siebie.
— Nie bój się, nie zjem ci go — zadrwił wampir, idąc w stronę pracowni. Zapukał do drzwi i odczekał chwilę. Kiedy z pokoju wyjrzała Melody, wrócił do nas razem z nią. Nie zauważyłem na ciele krawcowej śladów ugryzień. Lucan musiał więc zachowywać się dobrze i trzymać swoje instynkty na wodzy.
— Cześć, Melody. Co u ciebie? — zapytałem, próbując uwolnić się z żelaznego uścisku kowala.
— Dobrze, nawet bardzo dobrze — syrena spojrzała na nas rozbawiona — Phanthom, może podzielisz się z nami Fafnirem na krótką chwilę? — zażartowała. Tom spojrzał nieufnie na Lucana i niechętnie mnie puścił. Wtedy Melody podeszła bliżej, żeby mnie uściskać i powitać bruneta. Następnie zaprosiła nas do salonu, gdzie poczęstowała nas ciasteczkami i herbatą jaśminową. Tom cały czas jednak skupiał swoją uwagę na mnie i wampirze, mimo że ten wyraźnie większym zainteresowaniem darzył swoją narzeczoną.
— Ted postanowił dobrać kwiaty pod sukienkę. Chciałem cię zapytać, czy mogłabyś pokazać mi jej projekt — oznajmiłem. Melody zerknęła na swojego ukochanego.
— No dobrze, pokażę ci. Ale reszta musi zostać tutaj. Nie mam oczywiście nic do tego, żeby uchylić rąbka tajemnicy Tomowi, ale nie chciałabym, żeby Lucan ją poznał. To ma być niespodzianka. Dlatego Tom, proszę cię, żebyś miał przez chwilę na niego oko. Później możecie się zamienić z Fafnirem.
Tom zgodził się, chociaż niechętnie, a Melody zabrała mnie do swojej pracowni, gdzie na manekinie już trwały prace nad suknią ślubną. Dziewczyna pokazała mi swój projekt uradowana. Był naprawdę dobry. Biała, sięgająca z przodu kolan, a z tłu lejąca się jak morskie fale sukienka miała zostać ozdobiona perłami. Materiał miał przylegać do ciała, a brak ramiączek podkreślać biust panny młodej. Dodatkiem miał być naszyjnik otrzymany od Lucana.
— Jest naprawdę piękna — powiedziałem, już dobierając w głowie kwiaty. Uznałem, że róże mogłyby trochę obciążyć projekt, o czym też poinformowałem przyjaciółkę. Zgodnie stwierdziliśmy, że wraz z Tedem zdobędziemy kwiaty wodne i leśne, które pasowałyby do Melody i Lucana.
Kiedy skończyłem się naradzać z syreną, Melody poprosiła, żebym zamienił się Tomem. Nie chciała, żeby był poszkodowany w jakimkolwiek stopniu. Wróciłem więc do salonu i powiedziałem kowalowi, żeby tym razem on zobaczył, jak idą prace. Tom niechętnie wstał z sofy i, zerkając co jakiś czas za siebie, przeszedł do pracowni.
— Jak się czujesz? — zapytałem, zwracając się do wampira.
— Już lepiej, dziękuję — odparł z uśmiechem.
— Nie miałeś żadnych dolegliwości w związku z powrotem do żywych?
— Oczywiście, pojawiły się takie. Ale na szczęście byłem w dobrych rękach.
Gdy kowal zniknął za drzwiami, Lucan przesiadł się bliżej mnie. Objął mnie ramieniem i nachylił się nade mną.
— To jak? Zrobiliście to? — zapytał, uśmiechając się dziwnie.
— Co? — zapytałem zdezorientowany.
— No wiesz… — szepnął, ale wciąż nie rozumiałem. Wampir złączył opuszki kciuka i palca wskazującego jednej ręki, tworząc z nich kółko, w które następnie włożył palec wskazujący drugiej ręki.
— Nie wiem o czym mówisz — odparłem zdziwiony.
— Czyli jeszcze nie? Spokojnie, pewnie niedługo się dowiesz — zaśmiał się Lucan.
— Czego?
— Myślałem, że jest taki zaborczy, bo już cię przeleciał.
— Przeleciał? — zamyśliłem się — Lataliśmy, ale jak ma się jedno do drugiego?
Wampir zaśmiał się pod nosem.
— Czyli jednak lataliście? I jak było? Fajnie?
— To skomplikowane — wymamrotałem, wspominając, że nasze smocze loty to było głównie zabieranie zamarzniętego Toma z różnych odludnych miejsc — Liczę, że następny raz będzie przyjemniejszy — dodałem. Fajnie byłoby wybrać się kiedyś w góry.
— Ohoho, czyli już ci mało? Ty wariacie — Lucan poczochrał moje włosy. Kompletnie nie rozumiałem jego zachowania.
— I jak podobał mu się twój ptaszek? — zapytał rozbawiony. Już miałem pytać, o czym on plecie, ale w tym samym momencie Tom i Melody wyszli z pracowni. Lucan odskoczył ode mnie, nie chcąc prowokować ewentualnej bójki i wrócił na swoje wcześniejsze miejsce.
Reszta spotkania minęła raczej spokojnie. Zagraliśmy w kilka gier planszowych, opowiedzieliśmy sobie kilka historii. Tom wydawał się być szczególnie zainteresowany tymi dotyczącymi pracy. Było to trochę dziwne, ale spokojnie udzielałem odpowiedzi na wszystkie pytania.
Po kilku godzinach, kiedy już zapadał wieczór, wróciliśmy do młyna. Obiad i kolację zjedliśmy u Melody, więc zwyczajnie usiedliśmy w salonie przy kubku rozgrzewającej herbaty.
— Tom, o co chodzi z ptaszkiem? — zapytałem, przypomniawszy sobie rozmowę z Lucanem, której wciąż nie rozumiałem.
— Jakim ptaszkiem?
— No Lucan zapytał czy podobał ci się mój ptaszek.
Nagle kowal zakrztusił się herbatą. Szybko poklepałem go między łopatkami.
— Że co?
— O to samo go zapytałem. Przecież nie mam żadnego zwierzątka — odparłem, wciąż zagubiony.
Tom?
Komentarze
Prześlij komentarz