Phanthom
Słysząc pytanie, otworzyłem oczy i wbiłem wzrok w niewidzialny punkt naprzeciwko mnie. Nie sądziłem, że zada mi takie pytanie. Z drugiej jednak strony wiedziałem, jak bardzo jest nieobeznany w… „życiu”, jeśli mogę to tak nazwać.
- Czemu pytasz? - zapytałem cicho, aby nie budzić śpiącej dziewczyny. Białowłosy wzruszył ramionami.
- Melody była zakochana. Chciałbym to zrozumieć – mruknąłem tylko ciche „yhym”. - Więc? Powiesz mi? - przygryzłem lekko wargę, aby nie westchnąć zmęczony.
- Obudzimy ją – na moment nastała cisza. Sądziłem, że Fafnir dał sobie z tym spokój i poszedł spać, ale on po chwili się podniósł. Odwrócił głowę w moją stronę i tylko ruchem oczu wskazał na drzwi. Posłałem mu pytające spojrzenie, na co ten przewrócił oczami, po czym pomału wyszedł z łóżka, przechodząc nade mną. Złapał mnie za nadgarstek i wyciągnął spod kołdry. Na prawdę chciał o tym porozmawiać? Był taki uparty? Wyszliśmy z jej pokoju, cicho zamknąłem za nami drzwi.
- Phanthom, ja chce wiedzieć – spojrzał na mnie tymi swoimi dużymi oczkami. I jak tu odmówić? Poszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie.
- A więc? Co chcesz dokładnie wiedzieć?
- Wszystko! - wypalił niemal od razu. - Co oznacza, być „zakochanym”? - ciężkie pytanie. Oparłem się i zamknął oczy.
- To takie… - brakło mi słów. - Kurde, jak ci to wyjaśnić – podrapałem się po brodzie. - Patrzysz na tą osobę i chcesz być zawsze przy niej – próbowałem wyjaśnić. - Sprawia, że jesteś szczęśliwy, sama jej obecność ci wystarcza, nie potrzebujesz niczego i nikogo innego. Chcesz z nim spędzić resztę życia… - zdenerwowałem się i fuknąłem. - Trudne pytanie – Fafnir pokiwał głową i wyglądał, jakby to wszystko musiał przetrawić.
- A jak to rozpoznać? - zmarszczyłem brwi. Dlaczego na jednym pytaniu się nie skończyło?
- Dbasz o tą osobę, nie chcesz, żeby coś jej się stało. Martwisz się, chcesz, aby się uśmiechała. Chcesz, żeby była przy tobie… - spojrzałem na niego. - Łatwiej będzie, jak się sam zakochasz i zrozumiesz – dałem mu pstryczka w nos.
- Tylko skąd mam wiedzieć, że to ta osoba – pomasował nos. Wzruszyłem ramionami.
- To się po prostu czuje – odparłem zgodnie z prawdą. - Czasami miłość pojawia się od razu, a innym razem przychodzi z czasem – dodałem jeszcze. Fafnir znowu zamilknął, a ja w tym czasie oparłem głowę o oparcie i zamknąłem oczy. Byłem już zmęczony.
- Na przykład? - nagle się odezwał.
- Co na przykład? - nie otwierałem oczu.
- Znasz kogoś, kto jest zakochany? - zmarszczyłem brwi. To nie leżało w moim interesie, aby wiedzieć, czy ktoś kogoś kocha. Na co mi była ta informacja?
- Jest dużo zakochanych osób w osadzie. Na przykład karczmarz ma żonę, więc się kochają. Córka stajennego wychodzi za mąż, którego kocha - chyba, że ktoś oszukuje i zdradza, ale to chyba nie jest dobry moment, aby mu to tłumaczyć. - Chodźmy już spać – podniosłem się i ruszyłem do drzwi.
- Phanthom, mam jeszcze jedno pytanie – westchnąłem i podszedłem do niego.
- Hm?
- A ty jesteś zakochany? - otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia, a potem zmarszczyłem brwi z niezadowolenia. Tak naprawdę nie miałem pojęcia, co mu odpowiedzieć, więc chwyciłam go za biodra i zarzuciłem go sobie na plecy.
- Idziemy spać, padać z nóg.
- Nie odpowiedziałeś mi!
- Nie krzycz, bo obudzisz Melody. Nie chce mi się już myśleć – zaniosłem go do łóżka i położyłem się obok. Odwróciłem się do niego plecami i starałem się zasnąć, chociaż tak naprawdę zastanawiałem się nad jego pytaniem.
Rano i tak obudziłem się przodem do chłopaka, którego objąłem jedną ręką. Melody wstała wcześniej, bo nie było jej z nami. Fafnir spał sobie słodko z otwartymi ustami, na ten widok uśmiechnąłem się rozbawiony. Kilka minut później wygrzebałem się z łóżka i poszedłem do kuchni. Dziewczyna kręciła się między szafkami, kolejno je otwierając i zamykając. Nie zauważyła mojej obecności.
- Cześć – lekko się wzdrygnęła i szybko na mnie spojrzała.
- Cześć, jak się spało? Fafnir dalej śpi?
- Dobrze i tak – pozwoliłem sobie usiąść przy stole.
- Zaraz będzie śniadanie. Mam nadzieje, że lubisz jajecznice – uśmiechnąłem się lekko.
- Lubię, ale podziękuje. Mam dużo pracy i muszę wracać – spojrzałem na wczorajsze zakupy, które zostawiłem pod ścianą.
- No dobrze – nie nalegała. Przez chwilę milczeliśmy, ona przygotowywała śniadanie dla dwóch, a ja bez celu przyglądałem się jej poczynaniom.
- Fafnir chce wziąć się za budowę nowego domu – wypaliłem nagle. Ta się lekko uśmiechnęła.
- To chyba dobrze, musi mieć dach nad głową – przecież ma u mnie.
- Ta – mruknąłem.
- Nie chcesz, żeby miał swój dom?
- Chce, nie mówię przecież, że nie – burknąłem pod nosem. Przyjrzała mi się kątem oka.
- Czyli lubisz, gdy u ciebie mieszka – zmarszczyłem brwi.
- Tylko oznajmiłem ci coś, nie musisz szukać w tym żadnych ukrytych wiadomości – cicho się zaśmiała pod nosem.
- Przepraszam, brzmiało to trochę tak, jakbyś się żalił - trochę się zaczerwieniłem i już nic więcej nie powiedziałem. Nagle do kuchni wszedł białowłosy. Przecierał oczy i szeroko ziewał.
- Cześć – pierwsza zobaczyła go Melody. – Mam dla ciebie śniadanie – wyłożyła z patelni na talerz smażone jajko. Chłopak przez chwile milczał, przyglądając się jej poczynaniom.
- Dwa talerze? – zapytał, a syrena skinęła głową.
- Muszę wracać, mam trochę pracy – odezwałem się pierwszy, po czym wstałem i ustąpiłem mu krzesła. – Kiedy wrócisz? – chłopak przez chwilę milczał.
- Sam nie wiem… pewnie wieczorem, jak słońce zajdzie.
- Przyjdę po ciebie – zaoferowałem.
- Nie musisz, przecież znam drogę.
- I tak muszę wrócić jeszcze do Osady – położyłem mu dłoń na włosach i rozmierzwiłem je. – Do zobaczenia. Cześć Melody – zerknąłem jeszcze na dziewczynę, która się ciągle uśmiechała. Pożegnawszy się, zabrałem swoje rzeczy i zostawiłem ich samych.
Komentarze
Prześlij komentarz